Auf Wiedersehen Chicago, Hallo Los Angeles. Nach 1 Stündiger Verspätung landeten wir im sonnigen Los Angeles. Als wir dann auch noch am Mietwagenterminal 1 Stunde warten mussten, waren wir froh mit dem Auto in’s Motel fahren zu können.
Nach kurzer Pause fuhren wir durch den Stadtverkehr an den Santa Monica Pier. Herrlich dieser schöne Sandstrand und die coolen Leute. Man roch das Gras schon von weitem….
Am Abend verbrachten wir noch einige Zeit am Hollywood Bvd mit Walk of fame, Kodak Theater usw. Sooooo viele Leute, aber keine Stars, ausser uns ;-) Leider waren die Strassen zum Griffith Observatorium geschlossen. Von dort hat man eine atemberaubende Aussicht über die ganze Stadt, vielleicht morgen.
To był długi dzień. Najpierw opóźniony lot z Chicago, potem godzina czekania na auto.. jesteśmy w LA! Pierwsze wrażenia? Drogi, drogi, auta, palmy..;) Miasto jest ogromne,sprawia wrażenie większego od NY (choć jest drugie co do wielkości w USA), pewnie przez to, że jest tak rozległe, położone na wzgórzach. Bez auta ani rusz, dlatego od dzisiaj niemal do końca naszej podróży będzie nam towarzyszyć Red Queen (jutro Wam ją pokażemy) :) Prosto z motelu pojechaliśmy nad ocean – plaże Santa Monica i Venice Beach są żywcem wyjęte z Baywatch (rozglądałam się za Michem ;)). Zrobiliśmy sobie też nocną przejażdżkę po Hollywood Boulevard i spacer po Walk of Fame – szaleństwo! Po tym nadmiarze wrażeń z ulgą kładę się spać w obskurnym Broadway Motel (teraz jesteśmy już 9 godz. do tyłu wobec czasu warszawskiego..). Jutro Beverly Hills i kolejna porcja kalifornijskiego obłędu.