Colorado

Nachdem wir Moab verlassen haben ging es zu einem kurzen Abstecher zum “Dead Horse Point” ganz in der Nähe. Hier war es nun der Colorado River der sich tief in den Boden grub.
Anschliessend machten wir uns auf den laaaaaaaaaaangen Weg nach Colorado Springs. Wir durchquerten Aspen und fuhren über den “Independent Pass”. Dort hatte es angenehme 12°C und noch etwas Schnee übrig. Zum Teil war die Höchstgeschwindigkeit auf 25km/h beschränkt, keine Ahnung wieso? Wahrscheinlich fahren die Amerikaner ohne Beschränkung so schnell sie können, egal wie eng die Kurven sind.
In Colorado Springs erwartete uns Regen und sonst nichts aussergewöhnliches. Deshalb machte ich einen ” Power Nap” von 19 Uhr bis am nächsten Morgen um 9 Uhr!!! Nun ja, man wird nicht jünger…
Die Sonne begrüsste uns und es reichte für ein Frühstück draussen und einen Spaziergang im alten Teil der Stadt bevor der Regen (Sturm) kam. Das war eine gute Gelegenheit um die Shopping Mall ausgiebig zu durchstöbern.
Nun war es Zeit für ein Bier. Wir fanden eine coole Bar mit alten Tanksäulen als Zapfhäne. Das Bier schmeckte vorzüglich. Ich denke sie hatten die Säulen gut gereinigt.
Am Abend noch ein romantisches Diner im “Phantom Canyon Brewery”. Wieder Bier und gutes Essen.
Heute war die Rückfahrt, mit zuerst einem Besuch im “Garden of the Gods” Park in Colorado Springs. Ein “Balanced Rock” war das Highlight. Danach ging es nach Denver in das Zentrum mit einer Fussgängerzone. Sehr schön gemacht aber man muss aufpassen weil dort andauernd die Busse durchfahren (Fussgängerzone???) Diese sind wenigstens kostenlos. Am Ende der Strasse befindet sich das “State Capitol”. Berühmt durch 7kg Gold, das für den Bau der Kuppel verwendet wurde. Andenken an die alte Goldgräber Zeit.
Westwärts gab es noch ein Nachtessen von der ganz guten Art in Glenwood Springs. Im “Pullmann Restaurant” gab es sehr gutes Essen und für einmal waren die Portionen auch nicht “amerikanisch gross”!
Auf der Interstate 70 fuhren wir in den Sonnenuntergang bis nach “Grand Junction” wo wir nun die Nacht verbringen.

Góry Skaliste i gorączka złota – dwa ostatnie dni spędziliśmy w stanie Colorado. Droga była malownicza: czerwone kaniony, zielone wzgórza i rzeka Colorado, górskie przełęcze, śnieg i 12 stopni C (brr..).. Dwa główne miasta: Colorado Springs i Denver kojarzyły mi się do tej pory tylko z serialami Dynastia i Doktor Queen.. i tak chyba zostanie, bo nie znaleźliśmy tam nic specjalnego ;) Mimo że to spore miasta, atmosfera jest senna, czemu sprzyja dodatkowo deszczowo-burzowa pogoda (Thomas pobił chyba swój rekord, z wtorku na środę spał ponad 13 godzin..) ;) W Colorado Springs urocza jest stara dzielnica z typowymi amerykańskimi drewnianymi domkami (weranda, flaga USA, duży pies i duże auto). Zaskakująca była dla mnie kultura piwna w Colorado (nie posądzałam Amerykanów o zamiłowanie do tego trunku); dużo lokalnych browarów i restauracji serwujących wiele rodzajów “napoju bogów”. W jedym z browarów w Colorado Springs, Phantom Canyon Brewery, zjedliśmy całkiem przyzwoitą kolację (porcje o dziwo były europejskie). W centrum Denver jest chyba jedyna w Stanach ulica, przypominająca deptak, czyli bez samochodów, budynek stanowego Kapitolu (kopuła z 7 kg złota) i.. sklepy ;)W przewodniku o Denver jest niewielka wzmianka, że drapacze chmur ładnie się prezentują na tle Gór Skalistych, ale tego niestety nie zobaczyliśmy (mgła..). O wiele ciekawsze były za to malutkie miasteczka w dolinie rzeki Colorado, klimatem przypominające te z powieści Johna Irvinga. W jednym z nich, Glenwood Springs, zatrzymaliśmy się na kolację (w karcie mieli nawet “pierogis”, a kelner wiedział, co to Polska), a ja wypiłam całkiem dobre lokalne piwo :)
Denver było ostatnim punktem naszej drogi z Los Angeles na wschód. Powoli zaczęliśmy powrót w kierunku zachodniego wybrzeża (za 2 tyg. musimy być z powrotem w LA..), a na liczniku mamy już ponad 3 tys. mil (prawie 5 tys. km). Kolejny przystanek to Salt Lake City :)

This entry was posted in Colorado by Agnieszka Kamińska. Bookmark the permalink.

About Agnieszka Kamińska

Polka na (ponownej, nieprzymusowej) emigracji, dziennikarka i podróżniczka. W Winterthur od 2014 roku. Na blogu piszę o blaskach i cieniach życia w Szwajcarii. Tropię nieoczywistości. W Polsce pracowałam dla portalu informacyjnego TVN24 oraz dla redakcji ekonomicznej "Rzeczpospolitej". Od 2014 roku jestem dziennikarką-freelancerką. Byłam korespondentką dla magazynu "Praca za granicą". Obecnie współpracuję m.in. z "Tygodnikiem Powszechnym", magazynem podróżniczym "All Inclusive", magazynem rowerowym "Rowertour", a także portalem kulinarnym aCOOKu, gdzie prowadzę autorską Akademię Wina. Masz pytania dotyczące Szwajcarii? Potrzebujesz pomocy przy załatwianiu spraw urzędowych? Szukasz tłumacza? A może po prostu jesteś tu nowa/nowy i chcesz umówić się na kawę? Pisz na agnieszka.minska@gmail.com. Również w sprawach dotyczących współpracy dziennikarskiej.

Leave a comment