Water and sun

Um unsere Füsse zu entlasten, machten wir heute eine Stadtbesichtigung mit dem Boot auf dem Chicago River und dem Michigan See. Die 90 Minuten vergingen wie in Flug und es war sehr eindrücklich. Die Geschichte und Architektur der Stadt ist sehr interessant und spannend. Via Badestrand erreichten wir den Zoo im Lincoln Park. Der Eintritt ist Frei und durch die eher kleine Grösse sehr übersichtlich.
Für den Apero genehmigten wir uns ein Bier im Hancock Tower im 96 Stock. Die Aussicht von dort ist grandios und “amazing”. Den Schlusspunkt hatten wir am Navy Pier mit einer nächtlichen Fahrt auf dem Riesenrad

Upał dopadł nas i tutaj.. Nie doceniłam siły słońca i wiatru i teraz cierpię czerwona jak rak :/ W piątek wybraliśmy się w rejs łódką po rzece Chicago. Świetne widoki i solidna lekcja historii miasta i jego architektury. To tu powstały pierwsze drapacze chmur w stylu art deco, które do dziś prezentują się spektakularnie wśród nowoczesnej masy szkła i chromu. Następnie wypłynęliśmy na jezioro, skąd widać było całe miasto, a pòźniej poszliśmy na plażę, do parku Lincolna i do zoo :) Wspominałam już, że ludzie tu są wyjątkowo mili.. dziś skorzystaliśmy z dobrej rady pewnej pani, która zaczepiła nas na ulicy i poszliśmy na piwo do baru na 96. piętrze Hancock Tower. Zamiast 30 dolarów za bilet na taras widokowy, mieliśmy to samo w cenie butelki Island Goose (lokalny browar) :) Wieczorem poszliśmy na burgery (po tygodniu przybrałam już pewnie parę kg..) i na mecz hokeja Chicago Blackhowks vs. LA Kings (Chicago górą!), a w nocy na romantyczną przejażdżkę kołem na Navy Pier ;) To był ostatni dzień na wschodnim wybrzeżu. Przed nami złociste plaże Kalifornii! Zaczynamy od Miasta Aniołòw :)

Advertisement

NY -> Chicago

Z żalem pożegnaliśmy Nowy Jork.. Przed wylotem zjedliśmy urodzinowe śniadanie na Brooklynie z widokiem na Manhattan. Na JFK niespodzianka – dwugodzinne opóźnienie naszego lotu do Chicago.. Ale w końcu dotarliśmy :) Pierwsze wrażenia? Ludzie tu są o wiele bardziej przyjaźni niż Nowojorczycy ;P Ale miasto po 23 umiera.. I jesteśmy rozczarowani wysokością wieżowców (ale za to jest tu chyba największy McDonalds na świecie..). Po sutej urodzinowej kolacji (steki!!) idziemy spać, a jutro ruszamy odkrywać Wind City (tak tu zwą Chicago).

Heute verabschiedeten wir uns von NY. Wir genossen nochmals die Aussicht auf die Brooklyn Bridge und Frühstückten ausgiebig in Brooklyn. Am Flughafen mussten wir noch 2 Stunden warten da der Flugraum über Chicago zu voll war. In Chicago waren wir erstaun, wie klein die Wolkenkratzer sind im Gegensatz zu NY. Dafür sind die Leute freundlicher und offener. Agnieszkas Geburtstags-Essen feirten wir in einem Steakhouse. Mit vollem Magen gehen wir nun schlafen und morgen enrdecken wir Chicago.