Las Vegas, was soll man dazu sagen?? Eine Gambler und Party City. An jeder Ecke werdem einem Kärtchen entgegen gestreckt für “Damen” die man sich auf das Zimmer bestellen kann. Auch wenn ich Agnieszka im Arm hielt….
Die Hotels sind riiiiiiiiiiiiiiiiiesig und auch sehr schön gemacht. Aber für meinen Geschmack zu viel Kitsch und Künstlichkeit. Zu dem war es extrem heiss, auch in der Nacht.
Im MGM Grand fanden wir den Ausgang fast nicht mehr. Es ist alles angeschrieben ausser den Ausgängen.
Witzig war das sich fast jeder mit Stretchlimo vom Flughafen abholen liess, aber der Kofferraum der Limo so klein ist, dass das halbe Gepäck aus dem offenem Kofferraum quoll. Nicht sehr Stilvoll….
Ach ja, gewonnen haben wir nichts.
Am nächsten Tag fuhren wir zum Hoover Damm und zum Lake Mead hinaus. Es war wieder so heiss, am liebsten wollten wir in den Colorado River oder den See springen. Der Damm ist sehr hoch und im “Art Deco” Style gebaut. Unsere Stunt Double wollten einen Bungee Sprung machen à la James Bond, wurden aber vom Sicherheitspersonal daran gehindert. Wegen Nachahmern anscheinend…Es ist fast nicht zu glauben, dass der ganze Verkehr bis vor einigen Jahren über dan Damm fahren musste.
Der Lake Mead, der durch die Stauung des Colorado enstanden ist, wird rege benutzt zum Fischen, Motorboot- und Jet-Ski fahren. Man kann auch gemütlich eine Fahrt mit dem Schaufelrad Dampfer unternehmen. Alles in allem ein schöner aber seeeeeeeehr heisser Tag. In der Zwischenzeit haben wir auch eine Kühlbox für das Auto besorgt :-)
Las Vegas to najgorsze miejsce na ziemi! ;) Jeden z setek tamtejszych hoteli nazywa się Miraż i to słowo najlepiej oddaje istotę tego tworu, który wyrasta nagle pośrodku pustyni i świeci tak, że widać go chyba nawet z księżyca. Spodziewałam się kiczu, ale nie sądziłam, że dostanę go w zabójczej wręcz dawce (choć przyznaję, że niektóre hotele robią wrażenie). W dzień w ogóle nie dało się tam wytrzymać (nie tylko ze względu na temperaturę), więc pojechaliśmy na styk stanów Nevady i Arizony, żeby zobaczyć Hoover Dam – tamę na rzece Kolorado, największą w Ameryce Północnej. Było tak gorąco, że ledwo żywi doczłapaliśmy się do pierwszego baru w marinie jeziora Mead.. I z okazji nieziemskich upałów postanowiliśmy dokonać poważnej inwestycji i kupiliśmy lodówkę do auta ;) Wieczorem Vegas jest już bardziej znośne (przynajmniej pogodowo), więc ruszyliśmy w tango ;) Vegas to praktycznie tylko jedna ulica – Las Vegas Boulevard, ale za to czego tam nie ma! Nowy Jork, Paryż, Egipt, Wenecja, Rzym.. tylko Warszawy brakuje (może kiedyś stanie tam nasz poczciwy PKiN ;)). Przy sporej ilości alkoholu nawet jest śmiesznie (patrz duża czerwona tuba z margaritą :P). I nawet po raz pierwszy w życiu zagrałam w kasynie! Straciłam 1 dolara.. ;)
Wyjeżdżając z Vegas odetchnęłam z ulgą. To zdecydowanie nie ta Ameryka, którą chcę zobaczyć, choć folklor bez wątpienia dopełnia obraz. Kolejne odcinki jutro, a w nich.. natura – m.in. Dolina Śmierci i Wielki Kanion :)