San Diego

Wiedermal erwartete uns ein sonniger und heisser Tag. Wir bestaunten Heute den wohl besten Zoo der Welt in San Diego. So viele verschiedene Tiere von fast allen Kontinenten sieht man wohl nirgends auf der Welt auf einmal. Der Park ist sehr schön angelegt und die Anlagen der Tiere sind extrem gross. Highlight waren sicher die grossen Panda Bären und die Koalas. Souvenirs durften natürlich nicht fehlen. Um uns abzukühlen fuhren wir anschliessend and den Hafen mit dem Flugzeugträger “USS Midway” als echtes Museum. Schon imposant so ein Flugzeugträger.
Im nahe gelegenen “Seaport Village” stärketn wir uns noch für den restlichen Tag. Ein herziges Viertel direkt am Hafen mit alten Häusern mit Restaurants und Shops.
Vom “Point Loma” genossen wir dann die letzten Blicke über San Diego und den Ozean, “amazing”. San Diego kann ich nur empfehlen, bietet für jeden Geschmack etwas.
Nach ca. 3 Stunden fahrt erreichten wir am Abend dann Palm Springs. Als wir aus dem Auto ausstiegen erschlug uns die Hitze. 38°C um 8 Uhr Abends!!! Vielen Dank demjenigen der die Klimaanlage erfunden hat ;-) Aber man gewöhnt sich an alles. Und im unseren Motel hat es einen Pool den man bos 11 Uhr Nachts benutzen kann….

Niepozorne na pierwszy rzut oka i małe (na amerykańskie warunki – tylko 1,2 mln mieszkańców) San Diego przy bliższych oględzinach okazało się urocze. Pierwsze kroki o poranku skierowaliśmy oczywiście do zoo :) W położonym na 40 hektarach ogrodzie można zobaczyć ponad 650 gatunków zwierząt, w tym największe (poza Australią) skupisko koala. Jest to też jedno z nielicznych zoo na świecie, w którym mieszkają wielkie pandy :) Spędziliśmy tam kilka godzin i (mimo nadmiaru smarkaczy..) było ekstra! Potem ruszyliśmy odkrywać dzielnicę portową San Diego i zrobiliśmy wypad na Point Luoma, skąd jest niesamowity widok na zatokę i miasto. Z San Diego ruszyliśmy w kierunku Las Vegas i podczas 3-godzinnej jazdy zasmakowaliśmy drogi przez góry i pustynię (nie była to jeszcze Route 66, ale wszystko przed nami). Wieczorem dotarliśmy do Palm Springs, mekki emerytowanych celebrytów z LA (chyba widziałam Charliego Sheena ;)) i przeżyliśmy szok termiczny.. w nocy temperatura nie spada tu poniżej 30 stopni. Błogosławiony, który wymyślił klimatyzację!

Advertisement